31 mar 2019

5 ciekawostek na temat ciąży

Postanowiłam sama przed sobą, że ten blog to będzie 100% prawdy w prawdzie. Żadnego mydlenia oczu cukierkowym macierzyństwem czy postów obrazujących męczeństwo w klimacie "oddam dziecko, łóżeczko dorzucę gratis". Bo nie ukrywajmy - macierzyństwo to jedno ze wspanialszych przeżyć, cudowna przygoda, ale pewnie każda z nas choć raz pomyślała "hej, czemu nikt mi nie powiedział, że to taka orka?!". W moim przypadku zderzenie z rzeczywistością nastąpiło bardzo szybko - już kilka dni po powrocie ze szpitala okazało się, że Mikołaj najprawdopodobniej cierpi na kolki, nie lubi spania w dzień, a jedynym co mnie w dzień trzymało przy życiu był fakt, że od początku nie miał problemów ze spaniem nocą. W pewnym momencie skreślałam już kratki w kalendarzu i czekałam z utęsknieniem na ukończoną 28 dobą życia, żeby wyjąć z szuflady Espumisan, a pierwsza drzemka, którą moje dziecko zafundowało sobie w biały dzień, spowodowała, że całe 1,5 godziny stałam nad jego łóżeczkiem i sprawdzałam czy aby na pewno jeszcze żyje. Wydawało mi się, że jestem świetnie przygotowana do posiadania dziecka, w końcu chodziłam do szkoły rodzenia, przeczytałam kilka książek, z zapałem analizowałam wiele blogów tworząc wyprawkową listę. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że do tego NIE DA się być przygotowanym, że dziecko będzie zaskakiwać na każdym kroku, że po usłyszeniu dobrych rad pojawiających się na każdym kroku będę miała ochotę wymordować połowę własnej rodziny, że każdy nowy dzień będzie nieprzewidywalny, co dla mnie control-freaka będzie czymś bardzo, ale to bardzo nowym. 

Dlatego chciałabym swoje blogowe wywody skoncentrować między innymi na tym słynnym zderzeniu z rzeczywistością - ot, choćby po to, żeby samej móc kiedyś wrócić do tych wspomnień. Nie zabraknie też wspominek z czasów ciąży, paru postów o wyprawce, o tym co warto mieć i co lepiej wyrzucić z wyprawkowej listy, o hitach i kitach pierwszych tygodni i trikach jak przetrwać te różne kryzysy, które pojawiają się na drodze. To wszystko okraszone tylko odrobiną ironii, bo w końcu Badumtsss - zaczynamy!

5 ciekawostek na temat ciąży - co mnie zaskoczyło?

1. Wszędzie piszą, że ciąża trwa 9 miesięcy. Nie jest to prawda. Ciąża trwa miesięcy 8 i sto dni. Nie wierzycie? Ja też nie wierzyłam. Te 8 miesięcy zleciało mi jak z bicza trzasnął, nawet czułam delikatny niedosyt, że się nie nacieszyłam tym wolnym czasem tak jak planowałam. A potem zastał mnie miesiąc dziewiąty i z ręką na sercu - to był najdłuższy miesiąc w moim życiu. Nie mogłam się doczekać spotkania ze swoim dzieckiem, strasznie chciałam już mieć go przy sobie, jednocześnie czułam się jakbym ważyła sto kilo, nie mogłam spać, latałam do łazienki co 5 minut, każde wyjście z domu to była męka (przypominam, że mieszkam na 4 piętrze i nie mam windy). Wypatrywałam oznak porodu na każdym kroku, czułam ogromną obawę jak to będzie wyglądać, czy to będzie bolało (heh...), modliłam się żeby już nastał termin wyznaczony przez lekarza. I co? I urodziłam tydzień po terminie! W pewnym momencie jak lekarz na kontroli powiedział, że nic się jeszcze nie dzieje to zagroziłam, że nie wyjdę z gabinetu dopóki nie usłyszę, że mam już jechać na porodówkę :D. Dodajcie do tego co najmniej pięć telefonów dziennie z pytaniem "czy już urodziłaś?" i macie pełen obraz sytuacji. Niby miesiąc, ale naprawdę - sto dni lekko!

2. Spuchnięte stopy. Niby coś słyszałam, że mogą puchnąć pod koniec ciąży, że woda się zatrzymuje srutututu, ale o skali problemu niech świadczy fakt, że ostatnie tygodnie chodziłam w górskich butach mojego męża, bo nawet jego adidasy nie były w stanie ogarnąć moich napuchniętych nóg. Jak tydzień po porodzie znowu zobaczyłam swoje kostki to prawie popłakałam się ze szczęścia. 

3. Syndrom wicia gniazda. Parę razy natknęłam się na to określenie i z niedowierzaniem czytałam jak kobiety w zaawansowanej ciąży dostają jakiegoś kopa i szorują na kolanach całe mieszkanie. Siedząc na kanapie z ogromnym brzuchem, z tymi spuchniętymi stopami, sapiąc jak stara lokomotywa tylko szeroko otwierałam oczy na takie rewelacje. Po czym któregoś dnia wstałam i wiedziałam, że muszę posprzątać - umyłam okna, powyjmowałam wszystko z szaf i powycierałam półki, szorowałam każdy zakamarek w mieszkaniu, a mój mąż tylko biegał na śmietnik wynosząc to co zaburzało mi poczucie przestrzeni w domu. Nie wiem skąd wzięłam na to wszystko energię, nawet teraz gdy o tym myślę jestem ciężko zmęczona. 

4. Pęcherz jest najlepszą zabawką dziecka. Tu podobnie jak wyżej - często opisywana dolegliwość, ale nie uwierzyłabym wcześniej, że będę z domu wychodzić tylko w miejsca z natychmiastowym dostępem do toalety i że wcale nie wyśpię jak dziecko (btw - cóż za śmieszne i nieprawdziwe określenie!) w czasie ciąży, bo będę się budzić co dwie godziny z uczuciem jakbym wypiła właśnie przez sen pięć litrów wody. 

5. Ciążowe humory! Och, jakże byłam naiwna sądząc, że jestem przecież opanowana do bólu, panuję nad swoim umysłem i w ogóle zen i oaza spokoju. Był etap, kiedy była w stanie doprowadzić mnie do wewnętrznej furii krzywo ułożona poduszka. Starałam się wtedy jak najmniej rozmawiać z ludźmi, bo istniało ogromne ryzyko, że powiem coś czego będę żałować jak już hormony wrócą na swoje miejsce. Próbowałam sobie tłumaczyć, że moje zachowanie jest nielogiczne, ale pomagało tylko do następnego momentu irytacji. Na szczęście ten ciężki etap (również w wersji poporodowej) mam już za sobą :).


Pozdrawiam,
Joanna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o nie zostawianie komentarzy typu "Zapraszam do mnie", próśb o dodanie do obserwowanych oraz podobnych służących autopromocji blogów czy stron personalnych.
Dziękuję bardzo :)